11.09.2008

Magiczne tworzenie filmu

Autor: Kjetil Lismoen

"Sztuczki" są jedną z najpiękniejszych przygód kinowych tej jesieni. Tutaj lecące gołębie i zaniedbane ulice mają tu w sobie tajemniczą poezję i nie spotyka się nikogo z telefonem komórkowym. - To tylko mój sposób opowiadania historii, mówi nagrodzony reżyser Andrzej Jakimowski. - Nie znam żadnego innego.

Oryginalny polski tytuł drugiego filmu Jakimowskiego, który w ostatnim roku oczarował międzynarodowy świat festiwali, to "Sztuczki". Jednak film wchodzący właśnie na norweskie ekrany nie należy do typu "feelgood", który aktywnie merda w stronę kinowej publiczności. Jest to spokojny i piękny film wymagający sporej uwagi dla szczegółów i drobiazgów - jednocześnie pod koniec filmu Jakimowski przejawia poczucie suspensu warte Hitchcocka.

Historia jest pozornie prosta: Chłopiec mieszkający wraz z matką i siostrą włóczy się po małym polskim miesteczku zaklinając otoczenie za pomocą drobnych sztuczek i marząc, że pewnego dnia pojawi się jego ojciec. To sposób, w jaki Jakimowski opowiada o tym małym, ograniczonym wszechświecie sprawia, że film jest wyjątkowy. Tutaj lecące gołębie, przejeżdżające pociągi i zaniedbane uliczki wypełnione są tajemniczą poezją, a światło zmienia szare i smutne miasto w miejsce, którego nie mamy ochoty opuścić. Jakimowski zadedykował film swojej siostrze i mówi Rushprintowi, że historia ma pewne odniesienia do jego własnego życia.

- Są pewne podobieństwa pomiędzy głównym bohaterem, młodym chłopcem Stefkiem, a moimi własnymi przeżyciami z dzieciństwa. Ja też miałem starszą siostrę, która zajmowała się mną od chwili,kiedy była nastolatką. Ale poszukiwanie przez Stefka ojca nie ma nic wspólnego z moim życiem; tak jak, jak inne rzeczy w tym filmie jest zmyśleniem.

Jeśli chodzi o styl filmu, sposób opowiadania historii, Jakimowski uważa, że trudno jest powiedzieć o nim coś konkretnego. Mówi, że to jedyny sposób, w jaki potrafi opowiadać.
- To po prostu mój sposób opowiadania historii filmowych, nie znam innego. Nie próbowałem świadomie sworzyć poetyckiego lub "magicznego" świata. Powodem tego jest to, że większą wagę przykładam do tego, co znajduje się pod opowieścią, iż do tego, co jest zbyt jednoznaczne.

Czy może pan opowiedzieć coś na temat miejsca, w którymbyły robione zdjęcia do filmu. Miasteczko może wyglądać na przygnębiające i zaniedbane, ale jednocześnie pokazane zostało w piękny sposób.
- Film był kręcony w małym miasteczku na południu Polski. Przed długu czas było to miasteczko górnicze, ale dziś kopalnie są od dawna zamknięte i wielu ludzi zostało bez pracy. Specyficzną cechą miasteczka jest to, że jego architektura nie jest typowo polska, ale nosi cechy architektury niemieckiej. Tak ubogie miasteczko może oczywiście sprawiać przygnębiające wrażenie. Jednak jeśli zainteresujemy się ludźmi, zawsze znajdziemy piękno i osoby o pozytywnym stosunku do życia, pomimo żałosnych warunków.

Grający główną rolę Damian Ul wydaje się naturalnym talentem. Jak go znalazłeś?
- Znaleźliśmy go przypadkiem. Przyszedł na casting w ostatniej chwili. Odwiedziliśmy szereg polskich miasteczek, żeby znaleźć właśiwego wykonwacę tej roli, sprawdziliśmy ponad 400 chłopców w wieku szkolnym, ale nie udało nam się znaleźć nikogo, kto by nas zadowolił. Byłem już dość zdesperowany, ponieważ niedługo miały zacząś się zdjęcia. I wtedy pojechaliśmy do miasteczka, gdzie mieliśmy kręcić film, właściwie po to, żeby znaleźć ostatnie plany filmowe i wtedy go znaleźliśmy! Damian jest bardzo podobny do chłopca, któregogra w filmie - włóczył się po ulicach i nie zajmował się niczym szczególnym. Jest zaprzyjaźniony z tymi ulicami i okolicami, które pokazaliśmy w filmie, bo tutaj dorastał. W wielu scenach widzimy nawet jego szkołę. Ewelina Walendziak, która gra jego siostrę, też nigdy wcześniej nie grała w filmie. Nie ma też żadnego doświadczenia, czy wykształcenia filmowego.

Jak instruuje pan takich amatorów? Jakie to stanowi wyzwania?
- Ja nie lubię instruować, nie wierzę, że mogę im mówić, co mają robić. Zamiast tego poprzez stwarzanie odpowiedniej sytuacji staram się sprawić, żeby reagowali naturalnie, żeby przed kamerą byli sobą. Damian, który gra chłopca, bardzo szybko wiedział, czego od niego chcemy, jest bardzo inteligentny i efektywny. Nie prosiłem go o coś konkretnego, ale on rozumiał sytuację, także ponieważ jego własne życie było tak podobne do tego, co chcieliśmy pokazać w filmie. Mieszkał z matkąi siostrą, a ojciec - tak jak w tym filmie - wyprowadził się od nich. Tak więc dla niego to nie była aż taka różnica, jakby nam się wydawało.

To jest film o dziecku, ale nie ma w nim telewizji, gier komputerowych i telefonów komórkowych, którymi tak chętnie otaczają się dzieci i młodzież.
- Nie chciałem wprowadzać tego rodzaju zagłoszaczy, to nie jest tego rodzaju film.Moje główne przesłanie dla Damiana było takie, żeby nie udawał, że gra w filmie. To było decydujące. Nie chciałem, żeby zachowywał się i mówił jak inne dzieci, które widzimy w filmach lub serialach telewizyjnych. I on to szybko załapał - z czasem nie potrzebowałem właściwie nic do niego mówić podczas zdjęć, a jedynie ustawiać go w różnych sytuacjach.

To jest film o bardzo lekkiej atmosferze, a jednocześnie udaje Ci się utrzymać w nas napięcie, kiedy śledzimy, czy chłopcu uda się sprawić, że jego rodzice będą znów razem. Zwłaszcza ostatnie scena wywołuje silne uczucia. - Cieszę się, że to słyszę. Bo taki był zamysł, żeby zbudować napięcie przed tym decydującym momentem.

"Sztuczki" zdobyły cały szereg Złotych Lwów, polską nagrodę filmową. Jak publiczność w Polsce przyjęła ten film?
- Dość dobrze. To nie był jakiś megasukces, ale jak na kino studyjne, 180 000 widzów, to bardzo dobry wynik. Nie spodziewaliśmy się tego. To nie jest przecież film dla wszystkich, chociaż ciągle jestem zaskoczony, że chodzą na niego całe rodziny. Więc może on ma przesłanie wykraczające poza odbiór tradycyjnej publiczności kin studyjnych.

Premiera "Sztuczek" odbędzie się w ten piątek. Przed filmem pokazany zostanie norweski film krótkometrarzowy "Varde".

wersja online:
http://www.rushprint.no/index.asp?section=news&newsId=1486