Ynet – Jedijot Achronot
26.11.2008

ŻYCIE INNYCH
Meirav Yudelevich

„Kradniemy historie z życia, mieszamy je i wykorzystujemy w twórczości, twierdzi polski reżyser Andrzej Jakimowski i podkreśla, że mimo podobieństwa do jego osobistej historii, jego film „Sztuczki” nie jest dziełem autobiograficznym.

Polski reżyser kinowy Andrzej Jakimowski nie wierzy w przekupywanie losu. Właściwie w ogóle [wcale a wcale] nie wierzy w los i może właśnie dlatego bohaterowie jego filmu „Sztuczki”, który w tym tygodniu wchodzi na ekrany w Izraelu, wciąż usiłują pokierować Bogiem Losu, aby ten okazał życzliwość dla ich potrzeb.

„Los nie pozostawia przestrzeni na negocjacje i z tego powodu nie wierzę w niego. Myślę, że nawet jeśli wiele rzeczy ustalono dla nas z góry, poprzez sytuację finansową, w jakiej rodzi się człowiek, genetykę czy różne czynniki, które determinują jego drogę, zawsze jest miejsce na negocjacje”, mówi Jakimowski w wywiadzie dla Ynetu. – „Nie jest łatwo zmienić drogę życia lub uwolnić się z kręgów życia, które są nam pisane, ale trzeba się spierać z kategorycznością określeń takich jak ubóstwo i status społeczny. Ważne było dla mnie, aby uchwycić kamerą te drobne chwile, które zmieniają życie, gdzie krzyżują się przypadki”.


Uchwycić kamerą drobne chwile (zdjęcie: Gustavo Hochman)/

Film Jakimowskiego, który otrzymał nagrodę dla najlepszego filmu europejskiego na ostatnim festiwalu w Wenecji, rozgrywa się podczas wakacji w niewielkim miasteczku robotniczym w Polsce. Jego bohaterami są brat i siostra, pomięta fotografia ojca, który porzucił ich w dzieciństwie i tęsknota za czymś, czego nigdy nie było naprawdę. Także naigrawający się los jest tu obecny, lub tak przynajmniej wierzy chłopiec, który chce kierować rzeczywistością i spowodować, aby mężczyzna, który dzień po dniu czeka na kolejowym peronie, rozpoznał w nim swojego syna [rozpoznał go jako swojego syna]. Wielkość filmu polega na jego minimalizmie. Jest to film słodko-gorzki, intymny i ciepły, rozgrywający się na tle szarości i ciężkiego życia, które ujęciu Jakimowskiego wyglądają na pełne czaru.

Jakimowski przyznaje, że w trakcie pracy nad filmem kroczył po cienkiej linii. Z wyczuciem i nie robiąc dramatu z okoliczności życiowych jego bohaterów, przywołuje na ekran trudną rzeczywistość, która dzięki subtelnemu humorowi staje się poetycka. – „W życiu nie da się naprawdę oddzielić komizmu od dramatu, to jeden pakiet, i tak jest również w przypadku filmu, albo przynajmniej scenariusza, który napisałem. ¦miech zawsze miesza się z rzeczami poważnymi i na odwrót, bo życie to jedna całość, mieszanina zmiennych uczuć. W życiu codziennym rzadko widzi się wielkie dramaty i w każdej sytuacji są elementy zabawne, także w tej najbardziej skomplikowanej i trudnej. Od punktu widzenia zależy, które elementy rzeczywistości wysuwają się na plan pierwszy.

[Strona 2]

Mimo że film jest poświęcony jego siostrze, co mogłoby świadczyć o dziele autobiograficznym, Jakimowski podkreśla, że tak nie jest. - „¦cisła więź między chłopcem i jego siostrą są zaczerpnięte z mojego życia, to prawda” – mówi. – „Tak jak w filmie, także moja siostra jest starsza ode mnie o 13 lat. Opiekowała się mną, kiedy byłem mały i pod wieloma względami była moją mamą i tatą.

Także historia ojca, który opuścił rodzinę jest prawdziwa, tyle że nie jest zaczerpnięta z mojej prywatnej biografii. Wiele lat temu znałem dziewczynę, która spotkała swojego ojca na ulicy. Przeszli obok siebie, ale on jej nie rozpoznał. Ta historia zapadła mi w pamięć i weszła do filmu. Przypuszczam, że to właśnie robimy my, twórcy. Kradniemy historie z życia naszego lub innych, mieszamy je i wykorzystujemy w twórczości. Kradniemy, bo nie jest łatwo wymyślić coś, co będzie się równać pod względem piękna z fantastycznym sposobem, w jaki układa się życie.”

- Nie sposób uniknąć myśli, że podobny scenariusz w Hollywood nigdy nie zdołałby osiągnąć poziomu zachwycającej, skromności, jaka jest w Pana filmie.

- „Jest skromność [synonim słowa użytego w pytaniu; pokora] także w filmach hollywoodzkich. Nie we wszystkich, ale istnieje w dobrych filmach amerykańskich, a takich nie brakuje. Są one może mniej popularne, ale niech Pani weźmie pod uwagę filmy Petera Bogdanovicha, Jima Jarmuscha, Martina Scorsese czy Francisa Forda Coppoli. Można jednoznacznie znaleźć w nich skromność i mniej przesady w sensie melodramatycznym. Wszędzie jest miejsce na dobre filmy.”

Kluczowe dzieci

45-letni Jakimowski urodził się i dorastał w Warszawie. Studiował filozofię na Uniwersytecie ¦ląskim w Katowicach, zanim zwrócił się ku studiom filmowym. Mimo że chodzi o reżysera i producenta niezależnego, a jest to dziedzina, w której wojna o przetrwanie jest ciężka w Polsce podobnie jak w innych krajach nie anglojęzycznych, Jakimowskiemu udało się ulokować siebie już na początku swojej drogi jako twórcę o szczególnym sposobie wypowiedzi i stylu. W roku 2002 na ekrany W. Brytanii wszedł jego pierwszy film „Zmruż oczy” [„Squint your eyes”], który zdobył niemało nagród międzynarodowych, wśród nich Fipresci, nadawaną przez Międzynarodową Federację Krytykow Filmowych. Także recenzje pokochały go, i w swojej części porównywały jego twórczość do Nowej Fali kina czeskiego.

Również w jego pierwszym filmie bohaterką jest dziecko i jeśli spytacie Jakimowskiego, stwierdzi, że powodem tego jest naturalność, jaką znajduje u młodych aktorów, pomimo trudności związanych ze wspólną pracą nad setem zdjęciowym. - „Lubię aktorów dziecięcych. Są tacy niewinni, świeży i ładni. To bardzo kuszące, by dać dziecku kluczową rolę, ale z drugiej strony to olbrzymie ryzyko. Nigdy nie wiesz, czy chłopiec albo dziewczynka, których wybrałeś naprawdę poradzą sobie z napięciem i życiem na planie. Właściwie odpowiedź poznasz faktycznie dopiero po pierwszym dniu zdjęć, a wtedy może być za późno.”

Jakimowski podkreśla, że w poprzednim filmie, w przeciwieństwie do obecnego, dziewczynka nie gra głównej roli. „Jest centralną postacią, ale właściwie jest tylko katalizatorem, który budzi główną postać, którą był mężczyzna w moim wieku.” – mówi. –„Także w obecnym filmie, kiedy byłem na etapie pisania, myślałem, że centralną postacią będzie dorosły. Ale po kilku próbach pisarskich postanowiłem zmienić kierunek”.

- To dość drastyczna zmiana. To znaczy, że zmienił Pan całkowicie scenariusz w trakcie pracy?

- „Kilkakrotnie. Po drodze zrozumiałem, że właściwą rzeczą jest wrócić do mojego dzieciństwa, do autentycznych wspomnień, czy to z mojej prywatnej biografii, czy też znanych mi historii. Nie chciałem całkowicie wymyślać historii. Z początku centralną postacią miał być dorosły mężczyzna z problemami psychicznymi, a w każdym razie taki, który jest postrzegany jako osoba z problemami psychicznymi przez swoje otoczenie, ponieważ jest naiwnym marzycielem.

Ostatecznie postanowiłem zastąpić go dzieckiem, ale nie dlatego, że mam nierozwiązane sprawy w swoim dzieciństwie, to znaczy nie bardziej, niż inni ludzie. Pomyślałem, że w ten sposób będę mógł mówić o podejmowaniu ryzyka i o polocie, właśnie dlatego, że dzieci nie uznają granic. Możliwe, że jest w tym coś głębszego w sensie mojej konstrukcji psychicznej. Jestem gotów powiedzieć, że każdy w pewnym stopniu dźwiga na plecach swoje dzieciństwo.”

Meirav Yudelevich

/Fotografia reżysera. Podpis pod fotografią: Uchwycić kamerą drobne chwile (zdjęcie: Gustavo Hochman)/
/Fotografia. Podpis pod fotografią: „Sztuczki”. Nie sposób oddzielić komedii od dramatu./
/Fotografia Elki, jej chłopaka i Stefka na motorze. Podpis pod fotografią: „Sztuczki”. Wolę młodych aktorów, pomimo ryzyka./